czwartek, 7 grudnia 2006

Szczęście z Częstochowy...

Jako, że założyłem bloga. Muszę umieścić tu koniecznie podsumowanie pielgrzymki maturalnej do Częstochowy:D Text ten napisał mój dobry kumpel, niestety wszechobecna szkolna cenzura nie dopuściła do ukazania się go w gazetce szkolnej:(

Trochę interesownie, ale chyba głównie po to, by modlić się o szczęśliwie zdaną maturę, wyruszyliśmy na pielgrzy-wycieczkę do Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej.
"Gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz..." -Dobrze, że minęło już trochę czasu, teraz łatwiej opisać to co się tam działo, w końcu w pamięci zostają najważnieższe wydarzenia. A co pamięta przeciętny uczestnik tamtych dni, za jakiego się uważam? -Otóż właśnie... Chyba najbardziej utknęły mi w pamięci zawody skoków narciarskich, punkt konstrukcyjny okna wynosił około 4 metrów, udział brało dwóch zawodników, jeden otrzymał notę 2,5 promila, drugi 3,3 ale lšdował bez telemarku, a właściwie to nawet lekko podparł skok pośladkami za co sędziowie odjęli punkty doprowadzając do remisu.
Nastał dzień i poranek drugi, specjalnie zamówiona dla nas msza i wielkie przeżycie, to chyba jedyne miejsce, które potrafi uświadomić człowiekowi, jak bardzo jest niedoskonały, w atmosferze ukorzenia i przemyśleń minęła najbardziej warto�ciowa godzina tej pielgrzymki.
Teraz wracajšc do sfery fizycznej, trzeba ostro skrytykować organizację, najlepiej wyselekcjonowani kierowcy radzyńskiego PKSu spokojnie przebrnęliby przez kwalifikacje do naszego konkursu skoków, prawdopodobnie zajmując całe podium. To nie koniec, wszystkie słabości obnażone zostały najbardziej w Krakowie podczas czasu wolnego, bo chyba organizujšc wyliczony na 45 minut czas wolny w centrum miasta chyba nikt nie spodziewał się, że spędzimy tam 3 godziny na peryferiach (czyżby znowu nasi fenomenalni drajweży?) i w poszukiwaniu żarcia. Obiad rzecz jasna wliczony był w koszt wycieczki, tzn dano nam w łapę po klasycznym dychaczu i zostało nam już tylko szukać najwykwintniejszych restauracji francuskich...
Oczywiście możnaby dalej narzekać, a to na cenę (za tyle 3 razy okršżyłbym Ziemię satelitą geostacjonarnym), a to na ośrodek (okna za wysoko), autokary i kierowców ($%kur**^!), ale na koniec chciałbym szczerze podziękować limerykiem księdzu i opiekunom, że dbali o nasze bezpieczeństwo.

LIMERYK CZĘSTOCHOWSKI
Pielgrzymka z Radzynia bez ukrycia,
Zatrudniła kierowców z księżyca,
Na szczęście spitych jabolem,
Gotowych w powrotną stronę,
Zatrzymała Kotwica.

Metandinol

1 komentarz:

Jacek pisze...

dobry text:D